TOP

Jak być ZEN po wakacjach?

Udostępnij wpis:

Trzy zdrowe posiłki w ciągu dnia. Osiem godzin snu w nocy. Do tego kilkadziesiąt psów z głową dół, ze cztery świece i jedno mocne postanowienie – tak już będzie zawsze. Z uśmiechem buddy na twarzy jedziesz do domu, wierząc, że od tej pory będziesz eko, bio i zen. Zawsze. To „zawsze” zwykle jednak nie trwa bardzo długo. Do pierwszego telefonu teściowej. Pierwszego zebrania w szkole. Albo pierwszego weekendu letnich przecen. Gdzie się podział spokój zen? Zniknął. Pojawiły się za to croissanty na śniadanie, kłótnie z mężem i kolejne baleriny od Tommy’ego Hilfigera. A wraz z nimi wyrzuty sumienia. Zupełnie niepotrzebnie. 

Efekt cieplarniany

Wyrzuty sumienia nie są konstruktywne. Nie miej do siebie pretensji. Przecież ani męża, ani butów i croissantów nie było na jogowym wyjeździe, prawda? A nawet jeśli były (niektóre z tych rzeczy, bo w croissanty nie wierzę), to i tak sytuacja jest wyjątkowa.

Dajemy ludziom wszystko, co najlepsze – mówi Basia Sieńko, właścicielka Organic Wellness Trips. – Zdrowe, ekologiczne posiłki, przygotowane z uwagą i miłością. Pobyt w pięknym miejscu, w otoczeniu bajecznej przyrody. Jogę, masaż Lomi-Lomi, rozmowy przy kominku, ogniska pod rozgwieżdżonym niebem… Nic dziwnego, że podczas takiego wyjazdu czujesz się bosko. Basia (albo ktoś inny) stwarza ci idealne warunki do tego, by być perfekcyjną osobą. Zdrowe jedzenie wzmacnia twoje ciało, a świeże powietrze, zieleń i joga – uspokajają umysł. Przespane noce i masaż usuwają ostatnie oznaki stresu. W dodatku spędzasz czas z ludźmi, którzy są (dokładnie jak ty w tej chwili) zainteresowani rozwojem osobistym i zdrowym stylem życia. W takim otoczeniu nie masz wyjścia – jesteś najlepszą wersją siebie.
Jeśli dodać do tego fakt, że ktoś zmywa za ciebie naczynia, zmienia ci pościel i nie musisz rano przebijać się w korku do pracy… sama rozumiesz. Sytuacja jest wyjątkowa.

Mój pierwszy wyjazd z jogą, kiedy jeszcze byłam uczestniczką, zrobił na mnie niesamowite wrażenie – mówi Basia Sieńko. – Codzienna praktyka, kuchnia pięciu przemian, inspirujące rozmowy z ciekawymi ludźmi… wyjeżdżałam z poczuciem, że od tej pory moje życie będzie inne. Parę tygodni później postanowiła sama zacząć organizować takie wellnessowe wypady za miasto. Po kilku miesiącach: zrealizowała swój plan. Nie ona jedna. Wiele osób podczas takich kilkudniowych wakacji czy warsztatów z jogą ulega transformacji.

Na początku pobytu niektórzy czują się nieswojo, bo jest inaczej niż w domu – mówi Marta Haskins, właścicielka Samadhi Joga. – Niektórzy narzekają, że nie lubią owsianki albo że wieszak na ręczniki jest nie po tej stronie prysznica, co trzeba. Spokojnie ich wysłuchuję, bo wiem, że to stres dnia codziennego z nich uchodzi. Na szczęście joga szybko zaczyna działać i najpóźniej trzeciego dnia wszyscy się uśmiechają. A wyjeżdżając, są już zupełnie innymi ludźmi. Często obiecują, że od tej pory tę owsiankę to już będą jedli codziennie i jogę też będą ćwiczyć regularnie. Na takich wyjazdach często też zawiązują się bardzo mocne przyjaźnie. I pojawiają się pomysły, które całkowicie mogą zmienić życie.

Bo kilka dni pod kloszem potrafi zdziałać cuda. Wyciszamy się, medytujemy, uspokajamy się. Rozkwitamy. Podczas stania na głowie, bujania się na hamaku czy spaceru w lesie przychodzą do nas rozwiązania problemów, z którymi borykaliśmy się przez lata. Włącza się też nasza kreatywność i nagle wpadamy na pomysł założenia własnej firmy czy skończenia nowych studiów. Paradoksalnie, te śmiałe marzenia łatwiej nam potem zrealizować, niż wprowadzić drobne zmiany: zdrowiej jeść czy częściej rozwijać matę.

Metoda małych kroków

Wychodzimy spod klosza i gwałtownie zmienia się klimat. Znowu trzeba wstać do pracy, pościelić łóżko, może jeszcze dzieciom przygotować śniadanie do szkoły i wyprowadzić psa. A po południu ogarnąć zakupy, pocztę i sprzątanie. A do studia jogi – okropnie daleko. Czyli jest tak, jak było przed wyjazdem. Albo gorzej, bo przecież postanowiliśmy, że będzie inaczej, więc skoro nie jest inaczej – bardzo nas to frustruje. Okazuje się, że na jogę codziennie jednak nie ma czasu, a owsianka i kawa według pięciu przemian – jak trzeba ją ugotować samemu, to już nie jest taka smaczna. Ani nawet taka konieczna.

Z własnego doświadczenia dobrze wiem, że wcale nie jest łatwo wprowadzić nowe zdrowe zwyczaje w swoje życie – przyznaje Kasia Bem z Namaste Joga, która i jeździ, i organizuje jogowe warsztaty. – Miało być pięknie, a jest jak zwykle – życie bardzo szybko wciąga nas w wir codzienności i stare, zakorzenione zwyczaje wygrywają z nowymi, dobrymi dla nas, ale dopiero kiełkującymi.

No ale co w związku z tym? Mamy się poddać?

Oczywiście, że nie – protestuje Marta Haskins. – Nie trzeba od razu robić wielkiej reorganizacji w swoim życiu. Nie musisz rozwijać maty codziennie. Jak zrobisz to raz w tygodniu, to zawsze lepiej niż wcale. Dwa razy to lepiej niż raz. Trzy razy to już super. Ale tak naprawdę, każde pięć minut jogi czy pranajamy już jest cenne.

Albo siedem minut. Tyle właśnie wprowadziła do swojego życia Natalia Hawk, autorka bloga Mamamia.com.au. Natknęłam się na jej tekst, gdy chciałam sprawdzić w internecie, jak inni sobie radzą po przyjeździe z wakacji z jogą. Natalia była na trzydniowym wyjeździe z jogą w okolicach Sydney. I jak sama przyznaje, te trzy dni zmieniły jej życie. Od przyjazdu co rano ćwiczy jogę przez siedem minut. Niby nic, a jednak wielka zmiana.

Ewolucja nie rewolucja – taką zasadę głosi Kasia Bem. – Dajmy sobie czas na wprowadzanie zmian. Jeśli zainspirowała nas wegetariańska dieta, wprowadźmy na początek więcej warzyw i owoców do diety. Świetnym pomysłem na początek jest jeden wegetariański dzień w tygodniu. I zamiast 90-minutowej praktyki, może w twoim wypadku sprawdzi się 10 minut powitań słońca.

A jeśli chodzi o szkodliwe dla nas nawyki, na początku lepiej jest ograniczać niż eliminowa – uważa Kasia. – Nasz mózg ma buntowniczą naturę. Nie znosi zakazów i uwielbia je łamać. Jeśli pijemy za dużo kawy, alkoholu albo palimy papierosy, na początek ograniczmy ilość używek albo zastępujmy je mniej szkodliwymi alternatywami. Poza tym: nie załamujmy się porażkami. Tak to już jest, że czasem jest krok do przodu, a dwa do tyłu. Najważniejsze, żeby wrócić do zdrowych nawyków przy każdej okazji.

Ja po moim pierwszym weekendzie z jogą… zrobiłam niewiele. To było w maju. Wróciłam i zaraz zaczęła się sesja egzaminacyjna na studiach. Myślałam, że przetrwam ją jak zwykle, żywiąc się papierosami i kawą. Tym razem jednak tych kaw i papierosów było mniej, bo Jurek Jagucki nauczył mnie asan, które nawet o trzeciej nad ranem rozjaśniały umysł. Czasem więc zamiast zalewać kolejny kubek kawy, stawałam sobie na głowie. Niby nic, a jednak coś.

Reguły gry

Wniosek? Zamiast być idealną wersją siebie i prowadzić idealne życie, po przyjeździe z jogi wystarczy być lepszą wersją siebie i prowadzić lepsze życie. Zrobić jeden krok naprzód. Albo dwa. I potem jakoś to pójdzie.

Może zaczniesz od śniadania? – proponuje Basia Sieńko. U nas na wyjazdach zwykle jest jaglanka. Z ekologicznej kaszy, z ziarnami sezamu albo słonecznika, z suszonymi owocami, orzechami albo domową, zdrową konfiturą. Gdy zaczynamy dzień od takiego zdrowego, smacznego, świeżo przygotowanego posiłku – ten dzień inaczej wygląda. Basia twierdzi, że ugotowanie takiej jaglanki wcale nie zajmuje dużo czasu. Ona nastawia kaszę zaraz po wstaniu. Praży ją, zalewa wrzątkiem, zostawia na małym ogniu, a potem idzie się ubrać, umyć i przygotować do pracy. W tym czasie kasza zdąży się ugotować. Kasia Bem proponuje coś, co zajmuje jeszcze mniej czasu:

Szklanka wody z cytryną codziennie rano i 5 minut przeponowego oddechu albo krótka medytacja.

A potem?

Po moim pierwszym wyjeździe zaczęłam czytać książkę o jodze – mówi Basia. – A konkretnie „Jogę – sztukę życia” Donny Farhi. Codziennie otwierałam ją na chybił trafił i czytałam choćby kilka zdań. Do dziś ta książka bardzo mnie inspiruje.

Przy okazji przypomina mi o triku, którego ja ją nauczyłam: podczas wyjazdu trzeba zapamiętać jedną szczególną chwilę, podczas której czuliśmy się odprężeni, zadowoleni z życia, spokojni, mocni… po prostu dobrze. Trzeba utrwalić sobie to uczucie i potem wracać do niego w myślach zawsze, gdy tego potrzebujemy, a zwłaszcza w krytycznych sytuacjach. Gdy zapachną kusząco croissanty, wiatr połamie nam parasol w ręku, w skrzynce znajdziemy awizo z urzędu skarbowego. Nawet gdy stracisz zen na widok tego awizo, to wspomnienie twojego własnego wewnętrznego spokoju sprzed kilku dni czy miesięcy pomoże ci go odzyskać. I to już będzie coś. Znak, że warto było wyjechać na warsztat z jogą. Krok do przodu. A kolejne kroki? Zrobisz je kiedyś. Mnie polubienie jaglanki zajęło ze cztery wyjazdy. A i tak przegrywa ona czasem konkurs z croissantami. Trudno.

Autorka: Agnieszka Gortatowicz – nauczycielka jogi, dziennikarka, life coach.