TOP

Diagnoza z pulsu

Udostępnij wpis:

Diagnoza z pulsu jest dorobkiem wcześniejszych pokoleń mojej rodziny i większość lekarzy ajurwedyjskich z Indii i ze Sri Lanki nie umie jej przeprowadzać. Podczas tej diagnozy można wykryć bardzo wiele schorzeń. Gdy rozpoczynam diagnozę z pulsu, muszę być całkowicie odprężona. Można powiedzieć, że wpadam w trans, medytuję. 

Proszę tytułem wstępu wyjaśnić, czym jest ajurweda i jakie są jej najważniejsze założenia.

Myślę, że termin ajurweda staje się coraz bardziej znany. Oznacza naukę o długim i zdrowym życiu. ‘Ajur’ oznacza życie, ’weda’ to nauka. Mówiąc najprościej, ajurweda uczy, jak żyć długo i zdrowo i jak unikać problemów zdrowotnych. Moim zdaniem ajurweda jest najbardziej kompletnym systemem medycznym na świecie, gdyż oczyszcza, zapobiega i leczy. Likwiduje źródła, a nie tylko uśmierza ból i łagodzi symptomy chorób. Ma holistyczne podejście do chorego, lecząc jego ciało, duszę i umysł. Jedną z najważniejszych przesłanek ajurwedy jest to, że większość chorób jest spowodowana niewłaściwym trawieniem i odkładaniem się toksyn w organizmie. Poza tym ajurweda wyróżnia trzy dosze – vatę, pittę i kaphę, które to energie, kiedy znajdują się w równowadze, pozwalają nam właściwie funkcjonować.

Czy określenie doszy dominującej u danej osoby jest wystarczające do doboru sposobu leczenia?

Bez określenia budowy fizycznej danej osoby i dominującej doszy nie można skutecznie leczyć. Musimy również wyjaśnić pewną ważną kwestię związaną z doszami. Każdy w momencie narodzin posiada właściwą tylko dla siebie kombinację doszy (prakriti), która jest określona na całe życie i nic nie może jej zmienić. Każdy człowiek i wszystko, co nas otacza, jest zbudowane z wszystkich trzech doszy, lecz w różnych proporcjach. Lekarz ajurwedyjski praktycznie na pierwszy rzut oka rozpoznaje dominujące dosze pacjenta, np. kapha-pitta, jednak w różnych momentach życia każda z doszy może znajdować się w nierównowadze, którą mogą spowodować np. zmiany pogody, klimatu czy sposobu odżywiania. Nasz organizm w różny sposób reaguje na te zmiany. Gdy wzrasta vata, stajemy się bardziej niespokojni, gdy powiększa się ilość kaphy – wręcz przeciwnie – stajemy się bardzo wyciszeni, z kolei wzrost pitty powoduje gniew i agresję. Podczas diagnozy ajurwedyjskiej lekarz wychwytuje te okresowe wahania doszy i pacjenta o budowie np. kapha-pitta będzie leczył, uwzględniając nierównowagę vaty. Mówiąc bardzo ogólnie, w wyniku podwyższenia kaphy możemy cierpieć na choroby laryngologiczne, takie jak katar i kaszel oraz inne dolegliwości umiejscowione w rejonie głowy. Gorączka i schorzenia organów klatki piersiowej są spowodowane zbyt wysoką pittą. Vata zaś odpowiada za odczuwanie bólu, choroby psychicznej oraz organów położonych od pasa w dół. Celem diagnozy ajurwedyjskiej jest rozpoznanie zachwianej doszy. Lekarz bada oczy, dłonie, skórę, uszy, zwraca uwagę na barwę głosu, chód, pyta o jakość snu, odżywianie, trawienie, układ wydalniczy, ile pacjent pije i tak dalej. Ale najważniejszym narzędziem jest dla mnie diagnoza za pomocą badania pulsu.

W jaki sposób przebiega diagnoza z pulsu?

Diagnoza z pulsu jest dorobkiem wcześniejszych pokoleń mojej rodziny i większość lekarzy ajurwedyjskich z Indii i ze Sri Lanki nie umie jej przeprowadzać. Podczas tej diagnozy można wykryć bardzo wiele schorzeń. Gdy rozpoczynam diagnozę z pulsu, muszę być całkowicie odprężona. Można powiedzieć, że wpadam w trans, medytuję. Kładę palce na nadgarstku pacjenta, wyczuwam tętnicę i wsłuchuję się w puls i inne dźwięki w jego organizmie. Czuję, w jakim tempie vata, pitta i kapha przepływają przez poszczególne kanały energetyczne i rozpoznaję, w którym miejscu są jakieś zatory. Palec wskazujący bada energię vata – jej ruch przypomina ruch węża. Pitta nadi, którą badam palcem środkowym, skacze niczym żaba. Kapha nadi, wyczuwalna za pomocą palca serdecznego, jest powolna i ciężka niczym słoń. Moje palce czują również temperaturę poszczególnych dosz. Pitta jest gorąca, kapha chłodna, a vata jest gdzieś pomiędzy. Zmienia się także prędkość ich przepływu. Dzięki wieloletniej praktyce potrafię rozpoznać wszelkie nieprawidłowości i skojarzyć je z możliwymi przyczynami, a co za tym idzie – zdiagnozować chorobę. Jak wiadomo, właściwie postawiona diagnoza to podstawa leczenia.

Czym różni się podejście do pacjenta lekarza ajurwedyjskiego od podejścia lekarza zachodniego?

Wszystko zależy od osoby. Są lekarze zachodni, którzy mają wyjątkowo dobre podejście do chorych. W medycynie ajurwedyjskiej bardzo ważna jest dobra komunikacja, więc lekarz musi być miły i przyjazny, żeby pacjent mu zaufał, uspokoił się i rozluźnił. Dla lekarza ajurwedyjskiego priorytetem jest niesienie pomocy pacjentom, a nie chęć zysku. Większość z nas leczy z potrzeby serca. Poza tym dużo częściej się uśmiechamy, bo mamy wewnętrzną radość, którą chcemy się dzielić. Śmiech wyzwala pozytywną energię, dotlenia organizm i oczyszcza go z toksyn.

Czy lekarze ajurwedyjscy mają specjalizacje? W czym Pani się specjalizuje?

Generalnie medycyna ajurwedyjska ma takie same specjalizacje, jak medycyna zachodnia. Historycznie wyróżniano następujące gałęzie: medycyna wewnętrzna, chirurgia, toksykologia, choroby w obrębie głowy, pediatria i psychiatria. Jest jeszcze jedna ciekawa dziedzina, która ma na celu odmładzanie organizmu. Ja specjalizuję się w wielu schorzeniach, w szczególności w chorobach skóry i artretyzmie. Leczę również przyczyny bezpłodności – dzięki mojej pomocy przyszło na świat prawie dwa tysiące dzieci. To daje mi szczególną satysfakcję. Zajmuję się również leczeniem raka płuc i tarczycy.

Czy istnieją choroby, uważane przez zachodnią medycynę za nieuleczalne, które Pani potrafi wyleczyć tradycyjnymi metodami ajurwedyjskimi? Jeśli tak, to proszę podać przykład.

Zacznę od chorób nowotworowych. Istnieje czterdzieści osiem typów nowotworów, a ajurweda zna lekarstwa na trzynaście z nich. Problem z chorymi na raka jest taki, ze trafiają do nas już bardzo wyczerpani chemioterapią, gdy choroba osiągnęła zaawansowane stadium. Niejednokrotnie potrafimy jednak powstrzymać jej postępowanie i rozprzestrzenianie na inne organy. Medycyna ajurwedyjska potrafi wyleczyć paraliż, artretyzm, bezpłodność, migrenę, różnego rodzaju alergie, wszelkie choroby związane z wysokim poziomem cholesterolu i nadciśnieniem. Oczywiście mam na myśli leczenie przyczyn dolegliwości, a nie symptomów. Objawy nie ustępują jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Ajurweda wciąż bazuje na starożytnych tekstach, lecz czy zachowała ona aktualność? Ludzie zmienili tryb życia, pojawiły się tzw. choroby cywilizacyjne, różniące się od tych występujących w dawnych czasach. Co Pani o tym sądzi?

Nie wydaje mi się, żeby wiele się zmieniło. W dawnych czasach ludzie także chorowali na raka i inne choroby. Sposób leczenia od zawsze opierał się na tych samych fundamentalnych zasadach: określenie doszy w nierównowadze, zdiagnozowanie prawidłowości funkcjonowania poszczególnych tkanek i organów itd., i na tej podstawie podjęcie środków naprawczych. Zmienił się nieco sposób odżywiania. Kiedyś ludzie jedli tylko organiczne produkty, obecnie więcej sztucznych. Jednak medycyna sama w sobie nie straciła na aktualności, a jej remedia wciąż działają. Faktem jest, że pojawiły się choroby cywilizacyjne, które spowodowane są stresem podwyższającym energię vata. Lekarze ajurwedyjscy mają na to lekarstwo – odpoczynek.

Mam ponad dwudziestopięcioletnie doświadczenie w pracy z Europejczykami i wiem, że w większości są oni przepracowani i zestresowani. Ja przecież także pracuję: prowadzę praktykę lekarską, badania laboratoryjne nad lekami, przygotowuję wykłady, a na stres nie narzekam. Praca daje mi szczęście, gdyż zachowuję spokój umysłu. Myśli o chorobach i cierpieniu pacjentów nie towarzyszą mi bez przerwy. Zawsze znajduję czas na medytacje, zarówno przed snem, jak i rano, bo wstaję wcześnie, około czwartej. Właściwie medytuję zawsze, gdy tylko jestem sama. Moi pacjenci z Europy mówią, że nie mają czasu na medytacje, gdyż wydaje im się, że jest to stan trudny do osiągnięcia. Tymczasem medytowanie jest bardzo proste i można to robić także podczas pracy, niekoniecznie w specjalnej pozycji. Ja robię to na leżąco, zanim zasnę. Zamykam oczy i przez chwilę analizuję wydarzenia mijającego dnia, a potem powoli się relaksuję, powtarzając mantry i życzenia wyzdrowienia dla swoich pacjentów.

Jaką rolę przypisuje Pani mantrom?

Wiele dolegliwości fizycznych ma przyczyny psychiczne. Mantry działają uspokajająco na umysł. Poza tym wierzymy, że recytacja mantr wzmacnia działanie leków. Ta sama substancja zyskuje zupełnie nowe właściwości. Wierzymy, że są pewne siły, które działają pozytywnie lub negatywnie na proces leczenia. Mantry mogą również chronić i dostarczać potrzebnej energii. Oczywiście w przypadku leków, które są produkowane w fabrykach nie ma możliwości, żeby wykorzystać działanie mantr.

Tradycyjny system nauczania medycyny ajurwedyjskiej to Gurukula. Zgodnie z nim uczniowie cały czas przebywają ze swoim mistrzem, nawet z nim mieszkają. Może Pani więcej na ten temat opowiedzieć?

Obecnie w Indiach i na Sri Lance medycyna ajurwedyjska jest wykładana na wyższych uczelniach, lecz niektórzy studenci mają to szczęście, że równolegle trafiają pod opiekę doświadczonego lekarza. Ja jestem jednym z nich, gdyż jestem lekarzem ajurwedyjskim w dziewiątym pokoleniu i moimi pierwszymi nauczycielami i mistrzami byli dziadek i ojciec. Początkowo chciałam zostać lekarzem medycyny zachodniej. Nawet przygotowywałam się do egzaminów na studia, ale gdy to przemyślałam, postanowiłam iść w kierunku ajurwedy.

Moim pierwszym nauczycielem był dziadek. Asystowałam mu podczas wizyt pacjentów, towarzyszyłam podczas zbierania ziół i przygotowywania leków. Zdobyłam solidne podstawy, co dało mi łatwiejszy start na uniwersytecie i przewagę nad innymi studentami, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem studiów umiałam diagnozować choroby. Dzięki studiom uniwersyteckim mam wiedzę o anatomii, chorobach, panchakarmie, używaniu narzędzi medycznych i przeprowadzaniu badań laboratoryjnych.

Czy uważa Pani, że Gurukula ma przewagę nad systemem uniwersyteckim?

W przypadku ajurwedy tak, gdyż najważniejsza jest tu praktyka i doświadczenie. Poza tym liczy się przyjazna atmosfera oraz szacunek i zaufanie do mistrza, czego brak na uczelni. Porównując te oba systemy, mogę powiedzieć, że na uniwersytecie najważniejsze są choroby, a w gabinecie rodzinnym – pacjenci. W domu zdobyłam wiedzę praktyczną, miałam ciągły kontakt z chorymi, uczyłam się, jak przygotowywać leki i w każdej chwili mogłam zadawać wszelkie pytania moim mentorom.

Czy poznała Pani lekarza ajurwedy, który nie pochodziłby z Indii lub Sri Lanki?

Nigdy nie miałam okazji poznać lekarza, który pochodziłby z waszego kręgu kulturowego, ale jeśli ktoś z Europy chciałby studiować medycynę ajurwedyjską, to nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli ktoś ma wystarczającą determinację, może wszystko osiągnąć. Ukończenie studiów na uniwersytecie jest możliwe dla każdego, lecz dostęp do sekretnej wiedzy Gurukula nie byłby już tak łatwy.

Jaki jest Pani największy sukces medyczny?

Leczenie daje mi satysfakcję i cieszy mnie pomoc każdemu choremu. Nie potrafiłabym wymienić jakiegoś jednego, konkretnego przypadku. Szczególnie szczęśliwa jestem, że mój syn i synowa także postanowili zostać lekarzami ajurwedyjskimi i że mogę przekazać im swoją wiedzę. Dzielę się z nimi własnymi doświadczeniami oraz wiedzą z książek medycznych, z których nasza rodzina korzysta od wieków. Zgodnie z naszą tradycją, mamy obowiązek przekazać kolejnym pokoleniom nasze sekretne metody leczenia.

Dr Chandramala gościła w Polsce na zaproszenie Pałacu Sulisław, gdzie we wrześniu 2013 roku prowadziła warsztaty z zakresu ajurwedy. Rozmawiała Joanna Panasiuk.