TOP

Bądź zmianą!

Udostępnij wpis:

“Gdy porozmawiamy z kobietą, która chce łączyć macierzyństwo z byciem perfekcyjną panią domu czy pracownikiem, to w większości przypadków słyszy się o wyrzutach sumienia. My kobiety jesteśmy perfekcjonistkami, stawiamy sobie wysoką poprzeczkę, ale powinnyśmy też nauczyć się odpuszczać.”

Od kilku miesięcy możemy oglądać Panią w Dzień Dobry TVN w cyklu “Naturalnie”. To Pani autorski projekt?

Propozycje poprowadzenia cyklu “Naturalnie” otrzymałam od producentki programu Dzień dobry TVN Ewy Baj. Nie ukrywam, że niezwykle ucieszył mnie fakt, iż na antenie pojawiła się przestrzeń, aby poruszać tematy tak bliskie memu sercu i duszy… W pierwszej chwili poczułam wielką radość, a z perspektywy miesięcy realizacji tego fantastycznego cyklu odczuwam przede wszystkim ogromną wdzięczność. Ktoś kiedyś powiedział, że wdzięczność obok miłości jest najpiękniejszym uczuciem, i ja też tak czuję, bo możliwość dzielenia się wiedzą, którą zdobywałam wiele lat z myślą, że może te wiadomości zainspirują widzów do zmian w swoim życiu na lepsze, dodaje energii… Motto moich studiów podyplomowych z dziedziny zdrowia brzmiało: „Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie” – a dodałabym do tego – rozpoczynając od siebie.

Biorąc pod uwagę obecne trendy, zakładam, że program cieszy się dużą popularnością.

Otrzymujemy bardzo pozytywne sygnały od widzów, które mocno doceniamy. Myślę, że jesteśmy w takim momencie, kiedy z jednej strony jesteśmy zmęczeni sztucznym jedzeniem, którego ważność na opakowaniu to dwa lata, a z drugiej strony szukamy i jesteśmy otwarci na zmiany. Każdy moment jest dobry, aby rozpocząć świadome życie.

Tak, to prawda. Jednym z największych problemów krajów wysokorozwiniętych są choroby cywilizacyjne, a Polska pod tym względem jest w samej czołówce.

Jakiś czas temu miałam okazję prowadzić konferencję dotyczącą cukrzycy, na temat której, jak się okazuje, mamy małą wiedzę. Jesteśmy krajem, w którym notuje się największy przyrost zachorowań na cukrzycę typu pierwszego i drugiego. Wszystko wskazuje na to, że niebawem co dziesiąty Polak będzie na nią chorował. Co prawda lekarze i naukowcy mówią o tym, ale i tak nasza świadomość powstawania choroby jest znikoma. Nasuwa się pytanie: dlaczego tak się dzieje? Cukrzyca to choroba cywilizacyjna, której głównym powodem nie są wady genetyczne, ale środowiskowe, czyli wszystko to, co nas otacza, czym oddychamy i przede wszystkim co jemy. Przecież człowiek jest tym co je, pije, myśli i czym oddycha.

A jeśli chodzi o inspirację do kolejnych nagrań, czerpie je Pani z bieżącego życia czy jest to z góry zaplanowany schemat?

Proponuję widzom to, w co sama wierzę, co stosuję na co dzień i nierzadko znam od najmłodszych lat, ale też przedstawiamy produkty, które dotarły do nas wraz z rozwojem cywilizacji, jak awokado, komosa ryżowa, sezam, czarnuszka, olej kokosowy, czystek. Zawsze na podium stawiam cuda natury pochodzące z naszej strefy klimatycznej, ale doceniam też te, które sprawdziły się w innych częściach świata, bo skoro tam wspomogły układ odpornościowy, to dlaczego miałyby nie zadziałać u nas i nie pomóc nam?

Teraz już nie ma problemu z dostępnością różnorodnych produktów. Wszystko znajdziemy w sieciach hipermarketów, jak i w sklepach ze zdrową żywnością nawet w małych miastach. Najważniejsze jest to, że możemy edukować i uświadamiać naszych widzów. Kto z tej wiedzy skorzysta, kto wcieli ją w życie, to już indywidualna decyzja widza. Ciało jest naszą świątynią i od nas zależy, jak o nie dbamy. Nikt za nas tego nie zrobi.

A są produkty, które Pani szczególnie rekomenduje?

Lista jest bardzo długa, ale zawsze najważniejsze to słuchać swojego organizmu. Królową kasz jest kasza jaglana, którą uwielbiam, królową przypraw, która powinna być obecna w każdym domu jest kurkuma. Niestety nie korzystamy z niej tak często jak byśmy mogli. Badania naukowe dowodzą, że np. w Indiach, gdzie spożycie kurkumy jest bardzo duże, zachorowalność na raka i alzheimera jest zdecydowanie mniejsza niż w Europie czy Stanach Zjednoczonych. W Indiach kurkumę spożywa się od najmłodszych lat. Do swoich dań prawie zawsze dodaję tę przyprawę, a synowi przyprawiam nią zupę pomidorową.

Czy może Pani podać pomysł łatwego zastosowania kurkumy w domu?

Można ją dodać do zupy, sosu. Jeśli ktoś lubi i może jeść nabiał, można dodać do twarogu z oliwą czy olejem lnianym. Sposób na naturalne lekarstwo: kieliszek podgrzanego oleju kokosowego nierafinowanego i łyżeczka kurkumy. Fantastyczne połączenie to szklanka ciepłej wody, starty imbir, wyciśnięty sok z połówki cytryny i łyżeczka kurkumy. Można dodać odrobinę miodu. Genialny napój na grypę czy spadek energii.


“My Polki w ogóle jesteśmy superkobietami, przecież dajemy radę ze wszystkim!”


Przeczytałam, że podróż do Japonii w pewien sposób była natchnieniem do holistycznego podejścia do życia i samej siebie.

Tam wszystko zaczęło się łączyć jak puzzle. Wychowywałam się u dziadków, którzy mieli cudowny ogród. Nie stosowano chemicznych oprysków, zresztą w tamtych czasach nie używało się takich preparatów. Nikt z nas, wnuków, nie miał żadnego uczulenia ani problemów ze zdrowiem. Jeżeli ktoś zachorował, to babcia szukała lekarstwa właśnie w ogrodzie. Dlatego podejście naturalne jest mi szalenie bliskie.

Nie mieliśmy jednak wiedzy na temat podejścia holistycznego, z którego słynie Azja. Medycyna chińska na przykład kładzie duży nacisk na szukanie przyczyn konkretnych objawów. To, że boli nas głowa, nie oznacza, że w niej tkwi problem. Pierwotne źródło może być zupełnie gdzie indziej. Najprostszym sposobem jest pójść do apteki i kupić środek przeciwbólowy, tylko to jest rozwiązanie na chwilę, bo przyczyny bólu dalej nie znamy.

Sama jestem tego najlepszym dowodem. Będąc w Japonii, miałam właśnie ten problem i kiedy zapytałam o tabletkę, zostałam wysłana do salonu refleksoterapii, który jest tam na każdym kroku, o aptekę natomiast zdecydowanie trudniej. Zrobiono mi masaż stóp i po piętnastu minutach głowa przestała boleć. Pomyślałam wtedy, że jednak można leczyć się inaczej. Zaczęłam drążyć temat. I choć ten incydent wydarzył się bardzo dawno, bo tuż po mojej maturze, byłam tym wszystkim bardzo zaintrygowana. Podróże bardzo mnie zainspirowały, dzięki nim zdobyłam cenne doświadczenie i wiedzę. Później poczułam potrzebę usystematyzowania tych informacji, stąd też kierunek studiów podyplomowych, który wybrałam, dotyczył zdrowia. Kiedy go obroniłam, rozpoczęłam naukę, aby zostać konsultantem medycyny ajurwedyjskiej. Moja mama żartuje, że ja tak do emerytury będę się uczyć, a ja zamierzam na emeryturze dalej się rozwijać.

Czy podróż do Japonii była związana z koniecznością, jaką narzuca praca modelki?

Akurat w tamtym okresie pojawiła się taka propozycja i z niej skorzystałam. Dostałam się na studia, ale postanowiłam wziąć urlop dziekański. Polska nie była wtedy w Unii Europejskiej, a podróżowanie nie było takie proste. Pochodzę z małego, cudownego miasta Malborka. Moich rodziców nie byłoby stać, żeby zabrać mnie na wycieczkę do dalekich krajów. Byłam młoda, ciekawa świata, wyjechałam na kontrakt dwumiesięczny, ale tak mi się spodobało w Japonii, że postanowiłam zostać tam na dłużej. Przeciągnęło się do dwóch lat.

A co Panią w tym kraju najbardziej zadziwiło?

Chyba to, że rano ludzie wychodzili przed budynki firm całymi grupami, żeby ćwiczyć Tai Chi po to, aby uzyskać energię na cały dzień. I to było dla mnie zaskakujące, zadziwiające i inspirujące. Panowie w garniturach i kobiety w eleganckich kostiumach – wszyscy razem wykonywali te niezwykłe pozycje. Widok był niewiarygodny.

Została Pani ambasadorką światowego dnia jogi w 2017 roku. Czy to właśnie w Japonii zetknęła się Pani z jogą po raz pierwszy?

To było ponad dwadzieścia lat temu. Nikt z nas nie słyszał wtedy o jodze. Siłowni też w naszym kraju było jak na lekarstwo. Kiedy pojechałam do Japonii i przekonałam się, że jest taka forma ćwiczeń, skorzystałam z niej.

Czy, któraś ze ścieżek jogi jest Pani najbliższa?

Nie, nie skupiam się na tym zbytnio. Gdy mam potrzebę, ćwiczę Kundalini, innym razem są to pozycje, które mają mnie doenergetyzować. Wybieram te, które odpowiadają potrzebie chwili. Nie lubię schematów. Dziś na przykład ćwiczyłam o 4.15 rano, bo obudził mnie synek. Sama śmiałam się w duchu, bo nigdy nie ćwiczyłam o takiej porze. Wykonywałam asany instynktownie. Czułam, że mam potrzebę rozluźnienia. Kiedy w ciągu dnia dopada mnie duża dawka stresu, pozycją, która mnie relaksuje i wzmacnia, jest drzewo. Nie ma szans, żebyśmy ją prawidłowo wykonali rozdygotani jak liść na wietrze. Staram się ją robić do skutku, aż uzyskam stan stabilności i spokoju. To jest mój balans.

Dziś ćwiczyła Pani w domu, ale czy generalnie woli Pani ćwiczyć sama, czy może ma Pani swojego trenera, przewodnika na ścieżce jogi?

Tak, mam nauczycielkę Karolinę i jestem pełna entuzjazmu, kiedy mogę z nią ćwiczyć. Wtedy, kiedy jest to lekcja indywidualna, jak i wtedy, gdy ćwiczymy w grupie. Na wyjazdach też jest wspaniale. Teraz wyjeżdżam z grupą kobiet na Mazury. Będziemy ćwiczyć same i już nie mogę się doczekać. To jest taki moment, w którym wiem, że choć raz na pół roku mogę zrobić coś dobrego dla siebie. Uczucie tego doświadczenia jest bezcenne, bo rzadko mogę sobie pozwolić na ćwiczenia na łonie natury. Jeżeli mogę praktykować z nauczycielem, to fantastyczna sprawa. Dobrze mieć nad sobą takiego anioła stróża, który dopilnuje poprawności wykonywanej pozycji, skoryguje błędy. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Tak naprawdę codziennie poświęcam na jogę kilka chwil. Jest cały wachlarz pozycji, które działają na różne partie ciała. Odstresowują poprzez masaż jelit czy narządów wewnętrznych. To jest jak potrzeba higieniczna, muszę ją wykonać, bo inaczej źle się czuję.

Uprawia Pani inne formy aktywności fizycznej?

Nie, nie mam możliwości. Gdy się ma siedmioletniego syna, który trenuje wszystkie dyscypliny sportowe, to nie ma kiedy. Brakuje mi czasu. Inaczej jest w wakacje; wtedy najczęściej wskakuję na rower, a w ferie zimowe jeżdżę na nartach, ale nie jest to praktyka regularna. Nie nadaję się do siłowni, bo tam jest za głośno. Cały mój dzień wypełniony jest bodźcami, dlatego potrzebuję wyciszenia. Gdy już wszyscy domownicy pójdą spać, otwieram okna i mam piętnaście minut na relaks i ciszę, która jest dla mnie najpiękniejszą formą medytacji. Najważniejsze, to wiedzieć, co jest dla nas najlepsze.

Wspomniała Pani o synku i godzeniu macierzyństwa z pracą zawodową. Traktuje to Pani w kategoriach wyzwania?

Jak i całe życie. Chcę się czuć spełniona jako mama, żona, pracownik, a jedno często odbywa się kosztem drugiego. Najważniejsze, żeby nie skupiać się na wyrzutach sumienia. Wolę spać trzy godziny i iść do pracy, niż spać osiem i nie móc do niej pójść. Chcę się czuć potrzebna. To nigdy nie jest proste. Nie ma osób idealnych.

Myśli Pani, że Polki mają z tym problem?

Gdy porozmawiamy z kobietą, która chce łączyć macierzyństwo z byciem perfekcyjną panią domu czy pracownikiem, to w większości przypadków słyszy się o wyrzutach sumienia. My kobiety jesteśmy perfekcjonistkami, stawiamy sobie wysoką poprzeczkę, ale powinnyśmy też nauczyć się odpuszczać. Trzeba myśleć, że jest się superbohaterką, bo udało się sprostać wielu wyzwaniom. Trzeba myśleć, że DAŁAM RADĘ, a nie na odwrót. My Polki w ogóle jesteśmy superkobietami, przecież dajemy radę ze wszystkim!

Przeczytałam, że dom to jest Pani twierdza.

Dom to takie miejsce, w którym mogę odpocząć po ciężkim dniu w pracy, mogę zrzucić z siebie służbowy uniform i być po prostu sobą. Zawsze się uśmiecham na myśl o powrocie do domu. To w nim przede wszystkim szukam schronienia. Jestem zodiakalnym rakiem i naprawdę dobrze czuję się dopiero w swoich czterech ścianach. Tu spełniam się również jako mama i żona, tu mam swoją przestrzeń…

Jest Pani kobietą spełnioną. Żoną, matką. Czy jest coś poza tym, o czym marzy Agnieszka Cegielska?

Marzę o tym, żeby mieć córkę. Żadne fakultety nie dają takiego spełnienia jak rodzina. To jest siła, to jest sens mojego życia. Jeżeli pojawiają się projekty, w których mogę się realizować, to jestem szczęśliwa, że mogę podzielić się również swoją wiedzą. Nie mam jednak wątpliwości co do tego, że doktorat z macierzyństwa to najważniejszy stopień naukowy.

A wracając jeszcze do tematu jogi, zamierza Pani dalej działać jako jej propagator?

Jeżeli tylko będę mogła, to oczywiście tak. Ostatnio w programie zaprezentowałyśmy na antenie TVN z moją nauczycielką Karoliną dosyć łatwe asany kierowane dla kobiet, mam. Dedykowane były tym partiom ciała, które najczęściej pracują, gdy się nosi dziecko na rękach albo je podnosi. To są pozycje na pozór proste, ale masujące narządy wewnętrzne dbające również o naszą kobiecość. Bardzo pragnęłabym, żeby joga była przede wszystkim kojarzona ze zdrowiem i powrotem duszy do ciała, zdrowego ciała…

Rozmawiała: Ewa Bar-Kużdżał


Artykuł pochodzi z magazynu Yoga & Ayurveda z płytą, który możesz znaleźć TUTAJ.

Zostaw komentarz